
Jak blisko można dojść do granicy życia i śmierci, jak niewiele może kogoś dzielić pomiędzy jednym, a drugim… Historia opisana poniżej, to historia Jean Hilliard, która przeżyła całkowite zamrożenie swojego ciała. Kobieta 20 grudnia 1980 roku po północy jechała terenami wiejskimi, prawdopodobnie do rodziny, kiedy samochód wypadł z drogi i nie był w stanie ruszyć ponownie. Poszkodowana nie wiedziała co zrobić, więc wyszła z niego i postanowiła pójść pieszo po pomoc. Jednak długo to nie trwało zanim straciła przytomność i upadła na ośnieżoną ziemię. A temperatura wtedy była niebagatelnie niska, bo aż -22°C.

Ciało zostało znalezione następnego dnia rano przez kogoś, kto mieszkał w okolicy. Bez zawahania przewiózł je do szpitala, ale lekarze nie bardzo wiedzieli co z nim zrobić. Mówili, że wyglądało jak kawałek mięsa wyjęty z zamrażarki i ich zdaniem nie było czego ratować. Skóry nie dało się nawet przebić igłą, bo była tak twarda, a temperatura ciała była zbyt niska, żeby udało się ją sprawdzić przy pomocy termometru.
Oddech był, ale bardzo płytki, a serce zwolniło do około ośmiu uderzeń na minutę. Minęły trzy godziny, a skóra zaczynała odmiękać, co najbardziej zaskakujące – kobieta zaczęła poruszać gałkami ocznymi i powoli odzyskiwała przytomność. Podobno to, z czego ucieszyła się po przebudzeniu najbardziej, to że przeżyje i straci najwyżej kilka palców.
To niesamowite, że jej ciało wytrzymało tak brutalne warunki i że samo się do nich przystosowało, aby chronić życie. A może to kwestia tego, że lekarze uratowali resztki życia, które jeszcze w niej tkwiły? Nie wiadomo, podobno używali poduszek ogrzewających i koncentratorów tlenu, ale nie wiemy do końca czy to akurat tego zasługa.